niedziela, 23 czerwca 2013

Polska vs. Tajwan - podsumowanie po pół roku

Pół roku minęło jak wieczność. Wydaje mi się, że Polska została w jakimś innym życiu, że ostatnie wakacje były wieki temu, że całe przedwyjazdowe zamieszanie w ogóle dotyczyło kogoś innego. Dziwne uczucie...

Po początkowej fascynacji "turystycznej" nadeszła fala odrzucenia ("o rany, jak ja mam już dość"), powoli przykrywana akceptacją i generalnym dostosowaniem się do codzienności.

Czas chyba zatem na małe podsumowanie - za czym tak naprawdę tęsknimy, a co jest tutaj dużo fajniejsze niż w Polsce.

Tajwan jest świetny, bo:

  • ludzie są niesamowicie przyjaźni i pomocni. Trudno się dogadać po angielsku, ale w codziennych sytuacjach zawsze się udaje.
  • jest bardzo bezpieczny. Widać duże zaufanie do społeczeństwa - ludzie zostawiają w koszyku od skutera zakupy i idą do sklepu. Ewelina mówi, że na uniwersytecie przed wejściem do łazienki potrafią zostawić telefon na parapecie. Nie ma wandalizmu ani grupek podpitej młodzieży. Oczywiście, zdarzają się podejrzane typki, zapuszczone uliczki i dalej obowiązują podstawowe zasady zdrowego rozsądku, ale generalnie nie trzeba się obawiać krzywdy od przeciętnej drugiej osoby. Podobno istnieją gangi, ale myślę, że jak nie szukasz - nie znajdziesz.
  • jest rewelacyjne, tanie jedzenie. W promieniu 15-minutowego spaceru od naszego domu mamy knajpy: tajwańskie (kilkanaście odmian), koreańskie, japońskie, tajskie, hong-końskie (? :P), indyjskie, a jak nas najdzie sentyment, to znajdzie się też pizza, makaron i stek. Jedzenie jest świeże, smaczne, lekkie i do syta. Nigdy nie trafiliśmy na nic ewidentnie paskudnego (nawet przy braniu w ciemno z chińskiego menu). Z czystością bywa różnie, ale tragedii nie ma. Nigdy nie chorowaliśmy (w przeciwieństwie do stołowania się w polskich knajpach ulicznych w wakacyjnych miejscowościach). Osobny hit to świeże, dojrzałe, egzotyczne (czytaj - tutejsze) owoce.
  • od jedzenia lepsza jest chyba tylko różnorodność herbaty. Sypana jest lekka i aromatyczna. Za to ta sprzedawana w ulicznych sklepikach (w Europie sklonowana nieudolnie jako bubble tea) występuje w takiej mnogości odmian, że można przez całe życie nie wypić dwa razy tego samego.
  • są tu kosmetyki z całej dalekowschodniej Azji - niedrogie i bardzo dobrej jakości.
  • świątynie są piękne, mają niepowtarzalny klimat, nic nie odda ich zapachu, świateł i cieni, ciszy albo gwaru.
  • na jednej wyspie są wysokie góry, buchająca roślinność, górskie rzeki i ciepłe morze. Znajdzie się coś dla każdego amatora przyrody.

Tęsknimy za:

  • porami roku. Zima trwała od końca grudnia do mniej więcej lutego (chmury, temp. 15 stopni, sucho), potem przyszło coś na kształt wiosny (chmury, temp. 20 stopni, pada), a od połowy maja jest upał - 30 stopni, słońce, w powietrzu lekka mgiełka, sucho. W nocy temperatura niewiele różni się od dziennej. Może polska jesień i zima nie należą do najprzyjemniejszych (zwłaszcza w mieście) ale zmienność pogody i pór roku jest ożywcza.
  • długim dniem w lecie (nawet kosztem krótkiego w zimie). Tu w zimie słońce zachodziło o 17, w lecie - o 19. W zasadzie zatem po pracy jest od razu ciemno.
  • pieczywem. Razowym, żytnim, pszennym, pachnącym i smacznym. Z dodatkami, z nasionami, wilgotnym i zwartym. Tu są słodkawe, nadmuchane buły. Ble. W dodatku kanapki są rzadko rozważaną opcją śniadaniową, więc i tak nie ma co na tych bułach położyć - wybór w sklepach jest marny, a co jest, to importowane i drogie.
  • nabiałem. Serem żółtym, białym, smarowanymi serkami, jogurtami, kefirami no wszystkim. Chyba nigdzie w Europie nawet nie ma takiego wyboru nabiału jak w Polsce, a co dopiero w kraju, gdzie ludzie nie tolerują mleka.
  • rozrywkami kulturalnymi. Koncertami ulubionych zespołów, kinem innym niż holywoodzkie hiciory (te tutaj trafiają), teatrem od czasu do czasu... Ba - gazetami! Dobrze, że Trójka nadaje przez Internet.
  • miastami dla ludzi, a nie skuterów.
No cóż, Tajwan to trudna miłość :)

sobota, 15 czerwca 2013

Lip-not sticky-stick

Oczywiste jest, że podstawą pielęgnacji ust powinien być dobry balsam lub pomadka. Moimi ulubionymi kosmetykami tego typu są balsam Tisane - naturalny i skuteczny, jego wygląd może nie jest wybitnie zachęcający, podobnie jak forma mazidła w słoiczku, ale działanie jest warte wysiłku - oraz Carmex - wiele osób nie lubi jego mentolowo-kamforowego zapachu ani lekkiego uczucia mrowienia ust zaraz po nałożeniu, jednak warto się przekonać, bo dobrze nawilża i długo się trzyma. Z braku tego pierwszego pod ręką, oczywiście ciągle kupuję Carmexowe słoiczki.
Jestem miłośniczką wszelkiego rodzaju błyszczyków, zawsze mam jakiś w torebce. Azjatyckie kosmetyki mają bardzo lekkie, wodniste konsystencje, najczęściej znajdziemy tu galaretki i żele, które szybko się wchłaniają i nie pozostawiają lepkiej warstwy. Zwłaszcza teraz, kiedy upał i wilgoć dają nam się we znaki, używanie typowego "białego" kremu mijałoby się z celem. Ta sama zasada lekkości dotyczy też mazideł do ust, których kolekcję dziś prezentuję:
  • Missha Lucid Berry Lips to przejrzysty błyszczyk o jasnoróżowym odcieniu z malutkimi błyszczącymi drobinkami, tworzy ładną taflę, nie klei się i ładnie pachnie.
  • Majolica Majorca Honey Pump Gloss Neo BE248 jest mazidłem o bardziej kremowo-balsamowym wykończeniu, o kolorze i zapachu karmelu.
  • Vov Showcase Girl lipgles 2 to jedyny bubel na jaki trafiłam - lepiszcze, które ciężko rozsmarować, w dodatku pozostawia po jakimś czasie białe włókna na ustach - blee.
  • Skinfood Vita Tok Lipgloss BR01 moje ostatnie odkrycie, bardzo ładny różowo-beżowy kolor i lekkie drobinki, jedynie mógłby się trochę dłużej utrzymywać.
  • Miss Hana Lip Balm Crayon 04 bardzo lekka, żelowa kredka, podkreślająca kolor ust; nadaje im świeży owocowy błysk.
  • Miss Hana Chu Chu Lip Scrub to drobno zmielony cukrowy piling o zapachu truskawkowej landrynki, pozostawia warstwę olejku na ustach. Kto potrzebuje tego kosmetyku? Oczywiście nikt, bo lepszy efekt osiągniemy mieszając cukier z miodem lub używając do masażu delikatnej szczoteczki do zębów. Taki bajer, który był gratis do kredki ;]
  • Etude House Apricot Stick No. 4 to hybryda pomadki i błyszczyka, ładnie pachnie i zostawia lekką warstwę koloru.
  • Revlon ColorStay Ultimate Suede 080 jedyna pomadka w moim zestawieniu. Jestem jednak pod wrażeniem zarówno trwałości, jak i efektu. Jest lekka i nie zostawia nieestetycznych śladów w załamaniach ust. Kolor nie jest przytłaczający, ale jednocześnie dość wyraźny.
Postanowiłam również przedstawić wam moich ulubieńców ostatnich tygodni, czyli Cute Eyes Maker - dwa cienie w pisaku przeznaczone specjalnie do podkreślania dolnej powieki, Piling enzymatyczny z papainą - pierwszy raz zobaczyłam na własne oczy taki efekt, jestem zachwycona (produkt wspomagający wybielanie, a więc porządny), Liese spray do układania włosów, Miracle ISQUEEN to nocny waterpack o niesamowitym składzie i naprawdę żelowy, niezapychający, niebielący i skuteczny żel z filtrem Sekkisei KOSE.



sobota, 8 czerwca 2013

Anonimowi artyści uliczni

Było ostatnio trochę marudzenia, teraz pora na pozytywny akcent. Jednym z nieustannie ujmujących mnie detali tajwańskich ulic jest malowanie niemal wszystkich technicznych skrzynek. Zawsze jest to obrazek z natury - dominują górskie widoczki, ale zdarzają się i jeziora albo kwiaty. Malunki są wykonane ręcznie, czasem dość sztampowo, ale bywają ewidentne perełki. Niestety, zauważyliśmy, że najnowsze skrzynki miewają naklejone fototapety, co odbiera urok całemu pomysłowi. Tajwańczycy! Nie dajcie wyginąć szlachetnemu zawodowi malarza skrzynkowego!






Cała prawda o tajwańskim akademiku

Zbliża się koniec roku akademickiego, więc na kampusie można zauważyć zwiększoną migrację i sporo nowych twarzy. Większość ludzi, którzy przyjeżdżają na czasowe wymiany zostaje zakwaterowana w akademikach lub w guest house. Jednak ten ostatni przeznaczony jest dla osób z przynajmniej tytułem doktora. Przed wyjazdem na Tajwan namiętnie szukałam wszelkich informacji na temat warunków mieszkaniowych oferowanych studentom, ale nic nie mogłam znaleźć. Zapewne gdyby do sieci przeciekły jakieś zdjęcia, wielu obcokrajowców w ogóle nie rozważałoby zamieszkania w akademiku. Dlatego postanowiłam podzielić się tą tajemną wiedzą z szerszym gronem.

Nie mam zbyt dużego doświadczenia akademikowego, gdyż miałam szczęście studiować w swoim rodzinnym mieście. Zdarzyło mi się oczywiście odwiedzać znajomych zamieszkujących warszawskie przybytki. Wiem też, że studenci międzynarodowi, a zwłaszcza doktoranci są kwaterowani w najlepszych miejscach, a ich pokoje są najczęściej typu studio. Sama mieszkałam w tego typu miejscu będąc na wymianie w Austrii. Dlatego możecie sobie wyobrazić jak wielkie było moje zaskoczenie tym co zastałam na wyspie.

Pokoje w akademiku są czteroosobowe z dwoma piętrowymi łóżkami. Łazienka znajduje się oczywiście na korytarzu. Drabinka łóżka jest bardzo wysoka, co może być nieco niebezpieczne, gdyby ktoś chciał schodzić z piętra po ciemku. Weszłam tam tylko przy okazji zaklejania okien, które wychodzą na korytarz oświetlony jarzeniówkami. Nawet jakbym chciała, to nie mogłabym tam spać, ponieważ górne łóżko jest po prostu za krótkie. Poza tym w pokoju znajdują się szafy i biurka z półkami, oraz krzesła. Akademik nie zapewnia też materaca na łóżko, a to, co można kupić na miejscu jest pięciocentymetrową warstwą gąbki na bambusowej macie - skutecznie zapobiega zaspaniu, gdyż po całej nocy czujemy już każdą kość w ciele.

Na nadmiar snu w ogóle nie można narzekać. Kiedyś opisywałam już, że tajwańskie akademiki nie są koedukacyjne. Do żeńskich faceci nie mają w ogóle wstępu, przede wszystkim ze względów kulturowych (są tu ludzie ze wszystkich stron świata i różnych religii), natomiast dziewczyny mogą odwiedzać męskie pokoje, ale muszą opuścić je do godziny 24. Nie mogą przy tym korzystać z łazienki. Oznacza to, że po godzinie zero w żeńskim akademiku zaczynają się nocne manewry - krzyki na korytarzach, suszenie włosów, pranie ubrań itd.

Najgorsze wydają się jednak dwie rzeczy. Pierwsza - nikt nie sprząta pokoi przed zmianą lokatorów, a sprzątanie łazienki ogranicza się do wyniesienia śmieci i polania wszystkiego wodą z węża bez detergentów. Druga to współlokatorzy... Mimo wszelkich środków typu pułapki, pasty, proszki, kredy, non-stop pokoje nawiedzane są przez mrówki, pająki, karaluchy i... jaszczurki.

Wytrzymałam w tym miejscu dwa długie miesiące, kierowana wyrzutami sumienia z powodu i tak wysokich wydatków wyjazdowych. Większość Europejczyków wyprowadziła się już po pierwszym tygodniu albo od razu mieli inne mieszkania załatwione przez profesorów.






niedziela, 2 czerwca 2013

10 tajwańskich rzeczy, których nie wiecie

  1. Tajwańczycy nie witają się. Nie mówią sobie "cześć" lub "dzień dobry". Twierdzą, że wynika to z nieśmiałości, ale po prostu nie ma tu takiego zwyczaju. W praktyce wygląda to tak, że ktoś wchodzi do pokoju i mówi: szukam kogoś, albo chcę coś pożyczyć.
  2. Tajwańczycy są dumni ze swojej narodowości. W szkołach co tydzień odbywa się dzień flagi, podczas którego krzewi się patriotyzm. Podczas gdy my podśmiewamy się, że coś jest "made in Taiwan" oni śmieją się z Chin kontynentalnych, a to co jest tajwańskie jest uważane za porządne i dobrej jakości.
  3. Na Tajwanie nie jada się surowych warzyw, jedynie sparzone. Jedna pani, którą poznaliśmy w knajpie, goszcząca u siebie Polkę, jak usłyszała skąd jesteśmy, to stwierdziła: "wy jecie surowe warzywa", takim tonem jakby mówiła "wy jecie ludzkie mięso".
  4. Starsi ludzie są tu niezwykle pogodni i dbają o swoją kondycję. Często grupki dobrze dorosłych osób spotykają się w parkach i ośrodkach rekreacyjnych, żeby wspólnie poćwiczyć tai chi, jogę, albo pomedytować. Nie patrzą też wilkiem na młodych ani na takie dziwadła jak my, białasy.
  5. W wielu miejscach np. na szyldach można zobaczyć angielskie napisy, jednak są one często efektem zupełnie bezsensownego tłumaczenia.
  6. Na wyspie panuje moda na zdrowy tryb życia i odżywiania. Koledzy z przejęciem opowiadają dlaczego należy jeść konkretne produkty, często łykają też suplementy lub piją zdrowotne napoje.
  7. Woda jest lekarstwem na wszystko. Miejscowi piją duże ilości ciepłej wody i herbaty. Boli cię głowa? Jesteś chory lub zmęczony? Masz problemy z cerą? Pij wodę!
  8. Jeśli oczekujemy od Tajwańczyka pomocy, musimy się liczyć z tym że otrzymamy ją teraz albo nigdy. Pojęcie "później" nie istnieje.
  9. Tajwańczycy śmieją się głównie kiedy są zażenowani. Zwykle zachowują kamienną powagę, nawet kiedy sytuacja tego nie wymaga. Dlatego mają mało zmarszczek mimicznych ;)
  10. Przeciętny Tajwańczyk nigdy nie był za granicą, a jeśli już to odwiedził raczej Stany niż jakieś azjatyckie państwo.