Najbliższym nam "kurortem" nadmorskim jest Katwijk, jakieś 10 km od Lejdy. Małe, urokliwe miasteczko leży w zagłębieniu pomiędzy wydmami u ujścia przepływającego też przez Lejdę Starego Renu (Oude Rijn, w minionych wiekach najważniejsza z odnóg delty Renu). W ostatni weekend, pierwszy słoneczny i ciepły od dłuższego czasu, postanowiliśmy skorzystać, że wreszcie obydwoje mamy już rowery i przejechać się właśnie tam. Cała droga wiedzie wydzieloną ścieżką rowerową, na większości rozjazdów są drogowskazy we wszystkich istotnych kierunkach, więc pedałowało się bardzo miło i bez problemów. Po chwili odpoczynku nad morzem ruszyliśmy szlakiem przez księżycowy krajobraz wydm. Dojechaliśmy tylko do następnego miasteczka - Nordwijk - ale przy odrobinie samozaparcia można tą drogą dotrzeć aż do Haarlemu.
Po wykonaniu "w tył zwrot" zdążyliśmy zobaczyć jeszcze kicającego przez ścieżkę zająca, kiedy piszący te słowa sam zająca złapał... Akurat popijałem wodę, kiedy musiałem mocniej przyhamować z jedna ręka na kierownicy. Traf chciał, że był to przedni hamulec, co zaskutkowało eleganckim salto mortale i rowerem na moich plecach. Żeby tego było mało, to wcześniej wymieniliśmy się rowerami, bo Ewelina chciała spróbować jak się na moim jeździ. Mnie się nic nie stało poza kilkoma siniakami (nawet naskórka otartego!) za to rower... Koszyk stanowił strefę zgniotu, dodatkowo otarta kierownica, wgnieciony błotnik, a na koniec, po fikołku, również bagażnik. Ech... powrót odbywał się w niewygodnej ciszy, dopiero parka królików napotkana na trawniku w Lejdzie rozładowała atmosferę. Na szczęście większość uszkodzeń dało się łatwo naprostować, więc chyba zostanie mi wybaczone ;)
Ujście Starego Renu |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz