poniedziałek, 29 lipca 2013

Circle lens

Nie jest tajemnicą, że Azjaci mają czarne i na ogół niezbyt duże oczy. Świat jest już tak urządzony że jak natura obdarzyła nas jakąś cechą, to automatycznie chcemy mieć coś innego, często jeszcze przeciwnego. Jak mamy proste włosy, to chcemy kręcone, jak mamy jasną karnację to chcemy ciemną i na odwrót. Najlepiej jeszcze żeby efekt był trwały, ale odwracalny i żeby był widoczny natychmiast. ;]
Na Tajwanie prawie wszyscy młodzi ludzie mają wadę wzroku wymagającą korekty. Salony optyczne są na każdym kroku, a wybór oprawek i soczewek kontaktowych jest niesamowity. Bardziej popularne od zwykłych soczewek korekcyjnych są szkła kolorowe. Noszą je i dziewczyny i faceci. Możemy sobie zakupić szkła w wielu kolorach, fakturach, we wzorki, z efektem "glow". Dostępne są we wszystkich odmianach od jednodniowych po miesięczne. Sklepy nie wymagają recepty, ale jak zwykle przy takich okazjach należy zachować zasady zdrowego rozsądku i uważać na przykład na promień krzywizny. Ja najbardziej lubię soczewki typu ring, czyli takie gdzie kolor skoncentrowany jest na zewnątrz tęczówki i stopniowo zanika ku środkowi, a przestrzeń na źrenicę jest dosyć szeroka. Takie soczewki nieźle podkreślają spojrzenie, jeśli zastosujemy troszkę makijażu. Przy jego całkowitym braku dają nieco demoniczny, sztuczny efekt.





niedziela, 28 lipca 2013

Hot spots, hot springs

Jedną z atrakcji, jaką możemy sobie zafundować na Tajwanie jest wizyta w gorących źródłach. Jako że wyspa posiada dużo terenów górzystych i jest aktywna sejsmicznie, warunki są znakomite. Możemy skorzystać z przybytków publicznych lub prywatnych. W publicznych baseny są na zewnątrz i możemy wybierać między kilkoma sadzawkami o różnej temperaturze. Miejsca te są koedukacyjne i bardzo oblegane, obowiązują stroje kąpielowe. Jednym z najbardziej popularnych miejsc tego typu jest Beitou - dzielnica Taipei. Znajdziemy tam sporo prywatnych obiektów, hoteli i spa. Zalecana jest wcześniejsza rezerwacja miejsc. W weekend wejście prosto z marszu jest raczej niemożliwe.
Nam najbardziej spodobał się styl obiektu w górskim Neiwan, do którego można łatwo dotrzeć pociągiem. Miejsce jest na uboczu i nie wymaga rezerwacji. Prywatne źródło to a`la pokój hotelowy z kamienną wanną, prysznicem i toaletą. Temperaturę ustalamy sobie sami, w zależności od upodobań. W pokoju znajdziemy zestaw mini-kosmetyków i napoje. Przyćmione światło i cichutka muzyka wprawiają w nastrój relaksu. My zaopatrzyliśmy się wcześniej w miejscowe smakołyki i oddaliśmy błogiemu lenistwu.









sobota, 27 lipca 2013

Przychodzi baba do lekarza



Niedawno znalazłam się w sytuacji, którą Mr. Ha podsumował słowami "no, na kogoś musiało wypaść". Koniecznie musiałam odwiedzić dentystę. Zasięgnęłam języka i postanowiłam wreszcie wykorzystać moją kartę ubezpieczeniową. W całym Hsinchu znajduje się wiele prywatnych gabinetów, które mają podpisaną umowę z NHI, a świadczy o tym charakterystyczne zielone logo z dwoma postaciami trzymającymi się za ręce (?). Tajwańczyków cechuje zdecydowanie większa otwartość w stosunku do własnego ciała. Nie peszą ich rozmowy na temat fizjologii i są generalnie mniej wstydliwi od nas. Dlatego w sporej liczbie przychodni nie ma wydzielonych gabinetów, a całe wejście jest przeszklone. Fotele dentystyczne stoją jeden obok drugiego, jak u fryzjera i można sobie wszystko pooglądać z zewnątrz. Ja wolałam się udać do miejsca zapewniającego większą intymność, gdyż nie cierpię na brak zainteresowania ze strony otoczenia, nawet bez prezentacji szczęki przechodniom.

Pierwsze zaskoczenie spotkało mnie przy rejestracji. Uprzejma pani posługująca się sprawną angielszczyzną pomogła mi wypełnić ankietę z danymi i podstawowymi informacjami zdrowotnymi - o przyjmowanych lekach, uczuleniach, przebytych chorobach itd. Termin za 3 dni!
W dniu wizyty po wejściu do przychodni kazano mi zmienić buty na miejscowe klapeczki i zaproszono na pantomogram. W poczekalni oprócz gazet można skorzystać z komputera, pooglądać telewizję i napić się wody. Należy kojarzyć swój chiński pseudonim, bo obsługa  używa go przy wywoływaniu pacjentów. W gabinecie pani stomatolog wyjaśniła mi gdzie znajduje się moja zaraza, a także poinformowała o budowie szczęki i wszystkim co mogła wyciągnąć ze zdjęcia. Zdecydowała też o konieczności wykonania kolejnego prześwietlenia, aby dokładniej ocenić stopień zniszczeń. Następnie skrupulatnie wytłumaczyła mi co będzie robiła i w jakiej kolejności, i przystąpiła do dzieła. Nigdy nie byłam tak świadoma stanu własnego uzębienia. Potem lekarka zaproponowała mi jeszcze czyszczenie, gdyż każdemu przysługuje takowe raz na sześć miesięcy. Za całą tę przyjemność zapłaciłam zawrotną kwotę 50 NTD (czyli ok. 5 zł), a przy wyjściu dostałam jeszcze szczoteczkę i pastę do zębów.

Gabinety lekarskie medycyny zachodniej, czyli klasycznej, są w bardzo wielu miejscach i nie ma żadnego problemu z dostaniem się nawet do specjalisty. Można też skorzystać z przychodni szpitalnej. Należy już na recepcji podać powód wizyty, wypełnić ankiety, oraz zapłacić ok. 100-150 NTD. Taka procedura skutecznie zapobiega przesiadywaniu zwłaszcza starszych ludzi w przychodniach. Jeśli mamy przepisane jakieś leki, można je kupić w przyszpitalnej aptece, dokładnie w takiej ilości jaką nam zaordynowano - co do tabletki (aptekarka odcina je z blistrów). Jeśli korzystamy z gabinetu na uczelni, lekarstwa będą sprowadzone dla nas najpóźniej tego samego dnia wieczorem. W ramach ubezpieczenia można też wybrać się do gabinetu medycyny chińskiej, bazującej na tradycyjnych metodach leczenia i na ziołach.
Papierologia jest doprowadzona do szaleństwa, ale system działa sprawnie, a jakość usług jest przyzwoita.

środa, 17 lipca 2013

Oko w oko z tajfunem

Dobry tydzień temu na nieocenionej mapie Weather Underground pojawił się tajfun Soulik, kierujący się w stronę Tajwanu. Już przygotowując się do przyjazdu tutaj czytaliśmy, że jest to jedna z wątpliwych atrakcji, która zapewne nas spotka. W okresie od czerwca do października zwykle 2-5 tajfunów przechodzi nad wyspą. Na szczęście nie jest to - w przeciwieństwie do trzęsień ziemi - niespodzianka i można się z dużym wyprzedzeniem przygotować. Niebezpieczny okres trwa zwykle 12-18 godzin, ale oczywiście sklepy i knajpy bywają zamknięte dłużej. Nie jeździ też komunikacja publiczna.

Wcześnie ostrzeżeni, zaopatrzyliśmy się w zapasy jedzenia i picia i czekaliśmy w piątek wieczorem na "coś" - jakiś znak, że już się zaczyna. Trochę czułem się jak nad krawędzią przepaści - niby wiadomo, że groźnie, ale ciekawość ciągnie. Nic nam z tego oczekiwania nie przyszło, bo cały wieczór minął spokojnie, z pojedynczymi podmuchami wiatru i przelotną mżawką.

Obudziliśmy się rano i stwierdziliśmy, że to jakaś wielka ściema - za oknem co prawda szaro i leje, ale tak "normalnie". O, jakże się myliliśmy. Najwidoczniej akurat nad nami było oko tajfunu (przechodził prawie równo nad Hsinchu), co zapewniło koło godziny spokoju. Ale niedługo potem zerwał się huraganowy wiatr, porywający strugi wody i zamieniający je w poziome fale. Co jakiś czas silne uderzenie trzęsło szybami. Dobrze, że mamy oszklony balkon, więc czuliśmy się dość bezpiecznie, niemniej wrażenie było niepokojące. A i tak w pięciostopniowej skali tajfunów Soulik ucichł już wtedy do okolic jedynki/dwójki, z prędkością wiatru 120-190 km/h i porywami ok. 200 km/h.

Droga tajfunu Soulik
Soulik dociera do Tajwanu (widoczny z lewej)
Wczesnym popołudniem uderzenia wiatru stały się coraz rzadsze i deszcz zmienił się w mżawkę aż w końcu uspokoiło się zupełnie. Zobaczyliśmy, że na ulice zaczął powoli wracać ruch i otworzyły się niektóre knajpki, więc i sami zdecydowaliśmy się wyściubić nos z domu.

W ramach przygotowań zwinięto większość wielkich reklam stawianych na szczytach budynków. Zapobiegliwi właściciele sklepów i knajpek pozaklejali szyby na wypadek pęknięć. Niestety, widzieliśmy więcej oznak niefrasobliwości niż ostrożności. Trudno bowiem inaczej nazwać zostawianie samochodów pod drzewami (efekt: zgniecione dachy, maski, pęknięte szyby), doniczek na parapetach (skorupy i połamane roślinki na chodnikach), czy wręcz jeżdżenie podczas tajfunu na skuterze. W efekcie na wyspie zginęły cztery osoby a 123 zostały ranne. Najgroźniejsze skutki tajfunu są zwykle trzy: gwałtowne powodzie (ulice zamieniają się w rwące strumienie, a normalnie wyschnięte i płytkie rzeki nagle wzbierają - koryta potrafią mieć kilkaset metrów szerokości), spadające konary (w samym Tajpej połamanych lub wywróconych zostało ponad 1000 drzew) i osunięcia ziemi i głazów na biegnące zboczem drogi i stojące w górach budynki. Oprócz tego oczywiście ogromne szkody ponosi rolnictwo - po przejściu Soulika straty w tej dziedzinie gospodarki oszacowano na 42,5 mln USD, z czego 37,5 mln USD to same zniszczenia upraw.

Może więc w naszej okolicy wyglądało to jedynie na naprawdę silną burzę, ale skutki w całym kraju były dużo ciężej odczuwalne.

A jako ciekawostkę na koniec dodam, że podczas tego tajfunu odnotowano największe wychylenia Tajpej 101 od czasów jego ukończenia w 2004 r. - 70 cm amplitudy.

Porządnie zabezpieczona knajpka


Nie parkuj pod drzewem

Skuterowe domino



Następnego dnia w Tajpej

środa, 10 lipca 2013

Krzaczki

Zanim przyjechałem na Tajwan, pisma z Dalekiego Wschodu mogłem podsumować jednym słowem - "krzaczki". O ile jeszcze dawałem radę odróżnić je na oko od południowoazjatyckich "robaczków" (de facto wiele gatunków robaczków dla różnych języków), to nie wiedziałem wiele więcej. Będąc na Tajwanie nie brałem co prawda lekcji chińskiego, ale to i owo poczytałem, dopytałem, usłyszałem i kwestia krzaczków stała się dużo jaśniejsza i ciekawsza.

Napisy spotykane na Tajwanie (obcojęzyczne przede wszystkim na opakowaniach) występują najczęściej w językach:
  • oczywiście - chińskim, w wydaniu tradycyjnym, czyli nieuproszczonym. To pismo jest używane na Tajwanie oraz m.in. w Hong Kongu, Makao i Kantonie, w odróżnieniu od ChRL, która wprowadziła w latach 50. wersję uproszczoną. Celem było łatwiejsze pisanie i zapamiętywanie znaków, a przez to zmniejszenie analfabetyzmu. Pismo chińskie powstawało jako kaligrafowane pędzlem - obecne znaki składają się z prostych, czasem jedynie lekko wygiętych kresek. Jako że kaligrafia była uznawana za sztukę samą w sobie, Chińczycy uważali, że pismo powinno oddawać wyglądem ducha tekstu i osobowość piszącego, ważne były kształty liter i struktura całego tekstu, dobór pędzla, papieru i tuszu.

    三民主義,吾黨所宗;
    以建民國,以進大同。

    Pierwsze dwa wersy hymnu Tajwanu w tradycyjnej wersji pisma
    三民主,吾所宗;
    以建民,以大同。

    To samo w wersji uproszczonej

    Znaki potrafią być bardzo proste: , , , ale też bardzo rozbudowane: , ,
  • japońskim. Sprytni Japończycy poznali wieki temu pismo chińskie i zaczęli używać tych samych symboli do zapisu własnych słów. Trochę znaków dodali od siebie, trochę na własną rękę uprościli, ale ogólnie rzecz biorąc japońskie kanji to chińskie hanzi - pismo Hanów (głównej grupy etnicznej w Chinach). Stanowi ono podstawę języka - rzeczowników, czasowników i nazw własnych. Ale, aby ułatwić sprawę krzaczkowym ignorantom, a zapewne utrudnić tym, którzy naprawdę chcą się nauczyć języka, Japończycy mają jeszcze dwa dodatkowe rodzaje pisma, hiragana (zaokrąglone zawijaski) i katakana (kanciaste zawijaski), w których jeden symbol odpowiada z grubsza sylabie. Hiragana jest używana m. in. do zaznaczenia odmiany czasowników czy zapisu przysłówków, stąd w jednej wypowiedzi znajdziemy wymieszane znaki kanji i kana. A ponieważ oba pisma kana składają się z prostych znaków, wyraźnie różnych od kanji, to na pierwszy rzut oka da się rozpoznać, że napis jest po japońsku.

    古池蛙飛
    Haiku zapisane z użyciem kanji i hiragany
    ふるいけやかわずとびこむみずのおと
    To samo, zapisane w całości hiraganą, której można używać do zapisu znaków kanji

    Dla ciekawych, tłumaczenie Czesława Miłosza:
    Stara sadzawka,
    Żaba - skok -
    Plusk.
  • koreańskim. To zupełnie inna bajka, ale dla porządku warto tu wspomnieć. Koreański hangul jest alfabetem, czyli znaki reprezentują litery. Napisy rozpoznawalne są od razu - małe, łamane pod prostym kątem kreski i często występujące kółka. Żeby było ciekawie, litery nie stoją jedna za drugą, ale są układane w blokach, sylabami.
    Słowo "hangul"
    한글
    z podziałem na litery:


    낮에는 따사로운 인간적인 여자
    커피 한잔의 여유를 아는 품격 있는 여자

    Pierwsze dwa wersy 강남스타일, czyli "Gangnam Style" 

Z taką dawką wiedzy pozostaje już tylko nauczyć się czytać kilka chińskich krzaczków:


środa, 3 lipca 2013

Torty

Wspominaliśmy wcześniej, że tutejsze ciastka i inne smakołyki nie są tak bardzo słodkie jak w Europie. Dotyczy to również tortów, które na Tajwanie są małymi dziełami sztuki. Spotkaliśmy już żółtą, kolczastą rybę-nadymkę, masę kudłatych piesków i innych zwierzątek, jak również rozmaite formy abstrakcyjne. Grunt, żeby było kolorowo. Wygląda, jakby każdy tort był oblany lukrem, ale w rzeczywistości to miękka, lekko gumowata polewa o śmietankowym smaku. W ogóle torty są przede wszystkim biszkoptowo-śmietanowe z dodatkami owoców i kawałeczków mochi (kleistych, ryżowych ciastek). Nie ma za bardzo, jak w Polsce, ciężkiej czekolady ani kremów.

Na naszą rocznicę niestety spóźniliśmy się do cukierni i jakichś fikuśnych wzorów już nie było, ale wzięliśmy tort o smaku matchy z białą czekoladą i właśnie z mochi - był rewelacyjny. W zestawie dostaje się całe wyposażenie imprezowe - talerzyki, łopatkę, widelce i świeczki. Całość ląduje w gustownym pudle jak na kapelusze.




Oczywiście trudno, żeby przy wszechobecnym gadżeciarstwie i "cuteness" zabrakło słodyczy spod znaku Hello Kitty - skusiliśmy się na mały torcik bardziej dla zaliczenia doznania niż dla smaku, bo był dość zwyczajny. Śmietankowy z brzoskwinią i również kawałkami mochi. Ale ten lukrowany pyszczek - uroczy :)