środa, 17 lipca 2013

Oko w oko z tajfunem

Dobry tydzień temu na nieocenionej mapie Weather Underground pojawił się tajfun Soulik, kierujący się w stronę Tajwanu. Już przygotowując się do przyjazdu tutaj czytaliśmy, że jest to jedna z wątpliwych atrakcji, która zapewne nas spotka. W okresie od czerwca do października zwykle 2-5 tajfunów przechodzi nad wyspą. Na szczęście nie jest to - w przeciwieństwie do trzęsień ziemi - niespodzianka i można się z dużym wyprzedzeniem przygotować. Niebezpieczny okres trwa zwykle 12-18 godzin, ale oczywiście sklepy i knajpy bywają zamknięte dłużej. Nie jeździ też komunikacja publiczna.

Wcześnie ostrzeżeni, zaopatrzyliśmy się w zapasy jedzenia i picia i czekaliśmy w piątek wieczorem na "coś" - jakiś znak, że już się zaczyna. Trochę czułem się jak nad krawędzią przepaści - niby wiadomo, że groźnie, ale ciekawość ciągnie. Nic nam z tego oczekiwania nie przyszło, bo cały wieczór minął spokojnie, z pojedynczymi podmuchami wiatru i przelotną mżawką.

Obudziliśmy się rano i stwierdziliśmy, że to jakaś wielka ściema - za oknem co prawda szaro i leje, ale tak "normalnie". O, jakże się myliliśmy. Najwidoczniej akurat nad nami było oko tajfunu (przechodził prawie równo nad Hsinchu), co zapewniło koło godziny spokoju. Ale niedługo potem zerwał się huraganowy wiatr, porywający strugi wody i zamieniający je w poziome fale. Co jakiś czas silne uderzenie trzęsło szybami. Dobrze, że mamy oszklony balkon, więc czuliśmy się dość bezpiecznie, niemniej wrażenie było niepokojące. A i tak w pięciostopniowej skali tajfunów Soulik ucichł już wtedy do okolic jedynki/dwójki, z prędkością wiatru 120-190 km/h i porywami ok. 200 km/h.

Droga tajfunu Soulik
Soulik dociera do Tajwanu (widoczny z lewej)
Wczesnym popołudniem uderzenia wiatru stały się coraz rzadsze i deszcz zmienił się w mżawkę aż w końcu uspokoiło się zupełnie. Zobaczyliśmy, że na ulice zaczął powoli wracać ruch i otworzyły się niektóre knajpki, więc i sami zdecydowaliśmy się wyściubić nos z domu.

W ramach przygotowań zwinięto większość wielkich reklam stawianych na szczytach budynków. Zapobiegliwi właściciele sklepów i knajpek pozaklejali szyby na wypadek pęknięć. Niestety, widzieliśmy więcej oznak niefrasobliwości niż ostrożności. Trudno bowiem inaczej nazwać zostawianie samochodów pod drzewami (efekt: zgniecione dachy, maski, pęknięte szyby), doniczek na parapetach (skorupy i połamane roślinki na chodnikach), czy wręcz jeżdżenie podczas tajfunu na skuterze. W efekcie na wyspie zginęły cztery osoby a 123 zostały ranne. Najgroźniejsze skutki tajfunu są zwykle trzy: gwałtowne powodzie (ulice zamieniają się w rwące strumienie, a normalnie wyschnięte i płytkie rzeki nagle wzbierają - koryta potrafią mieć kilkaset metrów szerokości), spadające konary (w samym Tajpej połamanych lub wywróconych zostało ponad 1000 drzew) i osunięcia ziemi i głazów na biegnące zboczem drogi i stojące w górach budynki. Oprócz tego oczywiście ogromne szkody ponosi rolnictwo - po przejściu Soulika straty w tej dziedzinie gospodarki oszacowano na 42,5 mln USD, z czego 37,5 mln USD to same zniszczenia upraw.

Może więc w naszej okolicy wyglądało to jedynie na naprawdę silną burzę, ale skutki w całym kraju były dużo ciężej odczuwalne.

A jako ciekawostkę na koniec dodam, że podczas tego tajfunu odnotowano największe wychylenia Tajpej 101 od czasów jego ukończenia w 2004 r. - 70 cm amplitudy.

Porządnie zabezpieczona knajpka


Nie parkuj pod drzewem

Skuterowe domino



Następnego dnia w Tajpej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz