sobota, 25 maja 2013

Spacer po czubkach drzew

Dziś powrót do Singapurskich klimatów

Szkoda byłoby być 150 km od równika i nie zobaczyć lasu równikowego. Centralną część wyspy zajmuje rezerwat, na terenie którego zbudowano cztery zbiorniki zaopatrujące miasto w świeżą wodę. Najstarszy z nich, MacRitchie Reservoir, powstały w połowie XIX w. pod kolonialnymi rządami Anglików, przylega do miasta i jest miejscem obleganym przez spacerowiczów, biegaczy i szkółki wioślarskie. My wybraliśmy się na 12-kilometrowy szlak wokół jeziora.
Już nad brzegiem, niedaleko przystanku autobusowego, urzędowało stadko małp, co Ewelina skomentowała "Zobacz, zupełnie jak wiewiórki!". I rzeczywiście, może nie łasiły się o orzeszki (zresztą, jak informują znaki, karmienie jest karane wysoką grzywną, jak każde niestosowne zachowanie w Singapurze), ale wspinały na drzewa, grzebały w trocinach, gmerały w ziemi i generalnie zajmowały sobą, siedząc przy tym tuż obok chodnika. Albo i na nim.
Nie należy jednak sądzić, że są to milusie pluszowe przytulaśne maskotki, co Ewe nieprzyjemnie sobie uświadomiła, kiedy już na leśnej ścieżce zbliżyła się nadto do małpy, a ta, siedząc na gałęzi na wysokości jej twarzy, wykrzywiła się i skrzeknęła Ewelinie prosto do ucha. Odniosła zamierzony efekt, bo Pani Ha odskoczyła i stropiona ruszyła dalej mówiąc, że "małpa na nią krzyczy".
Piaszczysta ścieżka szybko zanurza się w gąszcz lasu, co dodatkowo potęguje duchotę. Powietrze tkwi w bezruchu, woda z jeziora paruje i skrapla się nam na plecach. Ale przytłaczająca masa zieleni w połączeniu z wszechobecnym cykaniem owadów robi niesamowite wrażenie.

Po godzinie spaceru docieramy do posterunku straży leśnej, gdzie można uzupełnić wodę - dwie półlitrowe butelki zdążyliśmy już opróżnić. Z nowym zapasem ruszamy do punktu kulminacyjnego wycieczki - 250-metrowego mostu wiszącego (HSBC Treetop Walk) wzniesionego ponad lasem. Wąziutki na jedną osobę, wydaje się być pomostem nad morzem zieleni.

Po zejściu z mostu jesteśmy w połowie drogi. Początkowo piaszczysta, po jakimś zaczyna wieść drewnianymi chodnikami nad terenami podmokłymi. Spotykamy jeszcze parę jaszczurów wygrzewających się na słońcu, a w końcu wracamy w tereny cywilizowane. Szlak wiedzie między brzegiem zbiornika a polem golfowym, by na ostatniej, półgodzinnej prostej przeprowadzić nas znów pomostami nad wodą, wzdłuż brzegu, aż do punktu wyjścia.
 

4 komentarze:

  1. chyba bym się po tym wiszącym moście czołgał... respect.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wbrew pozorom wcale nie było widać, że jest wysoko - korony drzew były jednolitym dywanem jakieś dziesięć metrów pod nami. Za to jak się szło to trochę bujało ;)

      Usuń
  2. ja to bym stanęła przed mostem i ni dy rydy iść dalej ;D byłby koniec wycieczki ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Perspektywa powrotu tą samą drogą wcale nie była bardziej kusząca ;) Dobrze, że prawie nikogo tam nie było, więc nie miał kto bujać tym mostem oprócz nas.

      Usuń